|
Coraz częściej obcy język "zakrada" się do naszego słownika przenikają nie tylko warstwę potocznej mowy, ale wkradając się również do innych sfer. Nawet rodzime firmy przyjmują
obcobrzmiące nazwy, a wśród produktów królujących w sklepach można znaleźć nazwy zapożyczone z kilku języków. Cel jest jeden - zainteresować klienta, zwrócić jego uwagę,
przyciągnąć do siebie na możliwie jak najdłuższy okres czasu. Czy można przypuszczać zatem, że trend ten spowoduje zniknięcie polskich nazw z rynku? Czyżby język obcy sprzedawał się
lepiej?
Poniekąd stwierdzenie to jest prawdziwe. Niejednokrotnie bowiem produkt wprowadzany jest na kilka rynków w różnych częściach świata, a nadanie mu nazwy zaczerpniętej z
najpopularniejszych języków jest zabiegiem dość wygodnym. W dodatku w naszej świadomości istnieją pewne skojarzenia związane z danym krajem i produktami z niego pochodzącymi.
Jeśli myślimy o Francji to zapewne przywołujemy w pamięci wina, sery czy perfumy, a Szkocja kojarzył nam się z whisky.
Zagraniczny luksus, magia zachodu?
Nie bez znaczenia jest fakt funkcjonowania naszego rynku przez wiele lat pod odgórnymi sterami, które doprowadziły do zachłyśnięcia się zachodnimi produktami. Pustki w sklepach lub
wybrakowany towar przegrywały z kretesem na korzyść wymarzonych produktów dostępnych w Peweksie. Nic dziwnego zatem, że w świadomości polskiego społeczeństwa dość głęboko
zakorzeniło się przekonanie o wyższości towarów zagranicznych nad polskimi. Luksus, na który nie każdy wówczas mógł sobie pozwolić w momencie uwolnienia rynku stał się nagle na
wyciągnięcie ręki. Zniknęły wszelkie bariery w dostępności upragnionych produktów w sklepach, co spowodowało wzrost sprzedaży zachodnich towarów, a w konsekwencji spadek
popytu na krajowe dobra. Szansa, jaką stwarzała nowa sytuacja rynkowa dość szybko wykorzystana została przez wiele firm, które obrały taktykę związaną z podszywaniem się pod
zachodnich producentów. Co poniektóre firmy zdecydowały się na zmianę nazwy, inne nadawały swoim produktom obco brzmiące nazwy. Oczywiście w niektórych przypadkach decyzje te
były podyktowane planami ekspansji na inne kraje. Reszta postawiła na magię zachodu, która miała wpłynąć na wyobraźnię konsumenta.
Cudze chwalicie swego nie znacie?
Mimo, iż czasy nadmiernego zachwytu zagranicznymi produktami mamy już za sobą to jednak w świadomości wielu osób nadal panuje przekonanie o kiepskiej jakości rodzimych produktów.
Stąd też dość często firmy chcą odciąć się od polskich słów, nazw lub skojarzeń. Jednak czy warto? Może lepiej postawić na promowanie tradycji, nawiązanie do kultury i polskich symboli.
Na poparcie tej tezy warto przytoczyć kilka przykładów wielu tradycyjnych polskich marek, które mimo przejęcia co poniektórych z nich przez zagraniczne koncerny utrzymały swoja nazwę.
Dlaczego? Ponieważ ich pozycja, zaufanie i lojalności jaką cieszyły się wśród konsumentów były na wagę złota. Marki takie jak Wedel, Goplana, Tymbark, Hellena czy Tyskie zdobyły i
ugruntowały swoją dobrą opinię wśród klientów więc błędem byłoby zaprzepaścić taki kapitał.
|
|
|
|